O losie! Cóż to była by za frajda z podróżowania, gdyby nie przytrafiały się jakieś ciekawe gafy i zdarzenia. No i o czym było by opowiadać, jeśli nie pomyliłoby się lotniska, albo godziny odlotu? No tak, każdej z podróży towarzyszy nutka emocji. Jedne są mniejsze, inne większe. Czasem jest się z czego pośmiać, a czasem niekoniecznie, bo łzy lecą jak grochy. Do tego wpisu zainspirowała mnie siostra i jej ostatnie wydarzenia, ale post będzie o moich wypadkach i o tym, że powiedzenie na błędach się uczysz, w ogóle nie ma racji bytu;)
Uwaga! To nie ten terminal.
Rzecz miała miejsce 6 lat temu, podczas powrotu z Madrytu. Podróż odbywała się w babskim gronie, oczywiście, uchodziłam za najbardziej odpowiedzialną osobę, toteż przewodziłam grupie. Na mnie również spoczywał obowiązek, aby doprowadzić moje gąski do strefy odlotów, wsadzić w samolot i wrócić bezpiecznie do domu. Na biletach lotniczych widniały tajemnicze oznaczenia Madryt Barajas T1. kto by się tam przejmował liczbami. Pfff. Dwie godziny przed odlotem wybrałyśmy się na autobus łączący centrum miasta z lotniskiem i chyba tylko to nas uratowało przed spóźnieniem się na samolot. Wysiadłyśmy oczywiście nie, tak jak na bilecie widniało pod 1, ale pod - 4. To był ostatni przystanek na trasie, więc uznałyśmy, że skoro autobus dalej nie jedzie, to na pewno stąd mamy odlot! Do głowy nam nie przyszło, że a) lotnisko w Madrycie jest przeogromne, b)ostatni terminal, czyli wspomniana 4, jest położona najdalej od pozostałych i o spacerze między nimi można zapomnieć c) terminal nr 4 obsługuje wyłącznie loty poza Europę;) I tak stojąc pod tablicą wylotów i gapiąc się jak sroka w kość zastanawiam się gdzie i kiedy tu wyskoczy mi Poznań. Było Los Angeles, Sao Paulo i Johannesburg, za to żadnego europejskiego miasta. Szybkie wertowanie biletów, hmm mamy wpisane T-1 jesteśmy na T-4, chyba coś jest nie hallo?! Na szczęście zapas czasu jaki miałyśmy uratował nas. Łapałyśmy w pośpiechu powrotny autobus i w końcu trafiłyśmy, zziajane, we właściwie miejsce.
Błędy przy imieniu i nazwisku. Rany, tej rozmowy nie zapomnę! Z samego rana zadzwoniła do mnie znajoma, z informacją, że kupiłam bilety lotnicze na bliżej nieokreśloną osobę;) Sytuacja miała miejsce dzień przed wylotem, a więc w momencie, kiedy trzeba wykonać odprawę, jak również można się spodziewać najdroższych cen. Oczywiście wszystko już było dograne i zaklepane, więc o tym, by koleżanka nie poleciało nie było mowy. Zwyczajnie, miesiąc przed rezerwacją się pomyliłam, a błąd wyskoc. Zrobiłam z Agnieszki, Kowalską, chociaż Aga miała zupełnie inne nazwisko, szybko, szybko, płatność przeszła, a ja dzień przed wylotem ponownie rezerwowałam bilety, bo wiedziałam, że zawaliłam sprawę, a za błędy się płaci-tym razem słono;)
Zapomniałam zabrać biletów. To znaczy tylko jednego. A ponieważ to był czas, kiedy o Wi-Fi można było jedynie pomarzyć, to na miejscu musiałam wykupić kartę pokładową. Jedyny pozytywny aspekt całej sytuacji jest taki, że na drogę powrotną bilet miałam;) Chociaż tyle:)
O tym, że zapomnieliśmy spakować lub zabrać czegoś z hotelu, nawet nie będę opisywać;) Na szczęście teraz, w dobie internetu, brak wydrukowanego biletu czy rezerwacji to nie taki problem, jak kilka lat temu. Podobnie jak z lokalizacją czy rezerwacją hotelu. Świat poszedł o krok na przód. Mimo to nadal zdarzają się wypadki.
--------
Jestem ciekawa czy Wam również przytrafiały się jakieś ciekawe historie podczas podróżowania. Może zapomnieliście o paszporcie, albo o plecaku? Jeśli macie jakieś ciekawe wisienki na torcie, to czekam na Wasze komentarze.
Chyba ze wzgledu na dwie pierwsze sytuacje nie moge sie przemoc, by wsiasc do samolotu :P
OdpowiedzUsuńBeautiful photos dear! Thanks for sharing! xoxo
OdpowiedzUsuńVesna - Home Chic Club
Ale fajno zdjęcia z Wenecji!
OdpowiedzUsuńAle fajno zdjęcia z Wenecji!
OdpowiedzUsuńPół 4roku temu spoznilem się na. Samolot niecałe 10 minut, bardzo długo to odczuwałem pod względem finansowym
OdpowiedzUsuńOlu, faktycznie niesamowite przygody.
OdpowiedzUsuńMy mamy podobne. :) Zainspirowałaś mnie tym postem, kiedyś opiszę nasze.
Mnóstwo pięknych podróży w Nowym Roku Ci życzę.
Skąd ja to znam :(
OdpowiedzUsuńMnie stresują wszelkie przesiadk.
OdpowiedzUsuńOj i ja nie raz miałam podobne przygody kiedy jeszcze nie miałam dzieci... ;p Teraz wszystko sprawdzam po 10 razy! ;p
OdpowiedzUsuńWszędzie jeździmy autem. Jeden raz w życiu leciałam samolotem. Bardzo się bałam gafy nie miałam. Tekst genialny, z dystansem I poczuciem humoru.
OdpowiedzUsuńCóż, nie sądziłam że takie przygody mogą spotkać się jednej osobie. Ja sobie takie omyłki nie pozwalam i skrupulatnie przygotowuję się do każdej podróży.. :P
OdpowiedzUsuńW sumie na szczęście wszystkie podróże póki co były udane i oby następne też takie były - tzn oby obyły się bez pomyłek i wpadek. W pamięci mam tylko powrót z Poznania, gdzie akurat w dniu naszego wyjazdu zmieniały się rozkłady i wszystkie pociągi stały po 10 godzin w szczerym polu lub na peronie. Zrezygnowaliśmy wtedy z jazdy, przespaliśmy się w Poznaniu jeszcze jedną noc, a na drugi dzień postanowiliśmy wracać autobusem, który... się spóźnił! Na szczęscie po 30 minutach dojechał :P
OdpowiedzUsuńZabawnie się to wspomina po jakimś czasie, ale kiedy człowiek staje w obliczu tzw. "przygody" podczas podróży do śmiechu mu nie jest. Ja też mam kilka "wesołych" i oryginalnych historyjek, ale kiedy czasami o nich myślę w pierwszej chwili oblewa mnie zimny pot ;-)
OdpowiedzUsuńMasz wspaniałe wspomnienia z podróży.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak kiedyś oglądałam transmisję z turnieju tenisa czekając na swoją ulubienicę, okazało się, że nie doczekałam się, bo pomyliła miasta i znalazła się na innym kontynencie. :)
OdpowiedzUsuńCiekawie się czytało te wypadki :-)))
OdpowiedzUsuńBywa , bywa, cóż takie jest życie ;-)
Z jednej strony jak się czyta to jest śmieszne , ale w momencie gdy się dzieje to osbom zainteresowanym na pewno nie jest do śmiechu :-)
UsuńI ja zapomniałam o biletach! Ale dobrze jest mieć rodzinę i przyjaciół, na których zawsze można liczyć :)
OdpowiedzUsuń